Wieczór był chłodny i wietrzny. Bianka omijając drzewa, przeklinała się za to, że nie wzięła ze sobą czapki lub szalika. Westchnięcie ulgi wyrwało się jej z ust, kiedy zauważyła, że powili zbliża się do wyznaczonego miejsca. Nie miała zielonego pojęcia o co może chodzić Alexowi, ale jeżeli chciał z nią porozmawiać, to jako jego partnerka, powinna go posłuchać. Wdrapała się na wzgórze, gdzie została zbudowana tama i uklękła na mokrej trawie, by odzyskać oddech. Nie wyczuła w pobliżu Alexa, przez co była pewna, że przyszła za szybko.
Gdzie jesteś?
Żadnej odpowiedzi. Cisza.
Gdzie jesteś?!
Nic.
Bianka westchnęła sfrustrowana. Nie chciała na niego czekać w takim zimnie. Dlaczego chciał się spotkać z nią tu, a nie gdzieś indziej, gdzieś gdzie było cieplej. Niespodziewanie zauważyła kontem oka, szybki ruch za drzewami. Wstała i rozglądnęła się.
- Alex! - krzyknęła - To ty?!
Nie było żadnej odpowiedzi, tak jak poprzednio.
A ruch się nie powtórzył. Nagle cichy szum przeciął powietrze, a ramię Bianki zaczęło palić bólem.
Krzyknęła i padła na trawę. Spojrzała na lewe ramię, kurtka była przedziurawiona, a z rany ciekła czerwona krew. Syknęła kiedy ból narastał. Wtem usłyszała kroki i po chwili mogła zobaczyć wysokie obcasy tuż obok jej głowy. Znała je aż za dobrze. Rebbeca.
- No, no - zaśmiała się blondynka - Nigdy nie myślałam, że padniesz u moich stóp.
- Nie pochlebiaj sobie - warknęła Bianka podnosząc wzrok na Becce. Dziewczyna w blasku księżyca uśmiechała się do niej jędzowato, ubrana w czarny płaszcz.
Mocny policzek na nowo powalił rudowłosą na ziemię.
- Grzeczniej - mruknęła Rebbeca.
- Zostaw ją. - powiedział szorstki głos - Ja chciałbym mieć przyjemność ją zabić.
Cichy śmiech i Becca odsunęła się.
Za nią stał postawny mężczyzna, powoli siwiejący i uśmiechał się na widok krwawiącej Bianki.
Ukucnął przed nią i pociągnął jej twarz w górę, tak by na niego spojrzała.
- Miło cię wreszcie poznać, sam na sam.
Jego oczy były tak bardzo podobne do jej. Ten sam kolor, ten sam kształt.
- Kim jesteś? - wymsknęło jej się.
Mężczyzna zaśmiał się i odsunął się od niej.
- Nie poznajesz mnie? - spytał niewinnie - A tak, nie poznajesz mnie. Jestem twoim ojcem, Bianko.
Szok na te słowa był namacalny. Dziewczyna o mało nie udusiła się z powodu wstrzymującego oddechu. Satysfakcja na twarzy mężczyzny kiedy zobaczył jej minę, była najgorsza.
- Długo czekałem na tą chwilę. Zawsze byłaś z kimś.
- A-ale ja się tu miałam spotkać z Alexem i ...
Śmiech Rebbeci przerwał jej wypowiedz.
- Czy wiesz jak łatwo ukraść czyjąś komórkę ?
Było jasne, że to właśnie Becca przyprowadziła ją wprost w pułapkę.
Bianka znalazła w sobie siłę i powoli usiadła, dalej trzymając się za ramię. Spojrzała wrogo na swojego ojca.
- Czego ode mnie chcecie?
Uśmiech rozkwitł na jego twarzy.
- Och, niczego nie potrzebujemy. Przyszliśmy cię tylko unicestwić.
Mrożąca krew w żyłach wypowiedź, wstrząsnęła ciałem Bianki.
- Nie uda wam się. Oni mnie znajdą - wyznała, chociaż nie była tego taka pewna.
Uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył na twarzy mężczyzny.
- Nikt cię nie usłyszy. Sprawiłem, że cały teren tamy wodnej został odcięty od twoich zdolności. Nawet nie dasz rady skontaktować się ze swoim partnerem.
Nagle za nią pojawił się Christopher i zacisnął swoje dłonie na jej ranie. Tępy ból wypełnił ją całą i pozwolił by na chwilę straciła przytomność.
Jej ojciec dalej stał nad nią z uśmiechem na ustach.
- Wiesz co? - spytał - Uwielbiam patrzeć na twoje cierpienie.
Obrzydziło ją.
Mężczyzna wstał z klęczek i osobie ręce. Skinął na Rebbecę, która stała obok, a potem odwrócił się do Christophera.
- Czas skończyć to wszytko.
Christopher uniósł Biankę za ramiona i przeniósł na koniec wzgórza, gdzie zaczynała się tama, a na dole wola płynęła w zawrotnym tempie. Bianka przełknęła ślinę i spojrzała na twarz blondyna.
- Dlaczego to robisz? - spytała.
- Nie twój interes - warknął i szarpnął nią, powodując, że rana na nowo się otworzyła. Cichy jęk Bianki przeciął powietrze. - Po co mam ci mówić jak niedługo i tak umrzesz?
Dziewczyna przymknęła oczy i czekała na śmierć, lecz głośne warknięcie spowodowało, że musiała otworzyć oczy i spojrzeć na brązowego wilka, stojącego nieopodal niej i Christophera. Obnażał wściekły kły i warczał. Christopher uśmiechnął się i popchnął Biankę do przodu. Dziewczyna krzyknęła i uderzyła o skałę wystającą ze wzgórza. Przynajmniej nie wpadła do wody. Warczenie na wzgórzu narastało, a Biankę ogarnęła ciemność.
~~*~~
Obudziła się chyba nad ranem, ponieważ na to wskazywały promienie słoneczne wchodzące przez okno wprost na jej ciało. Dziewczyna przetarła oczy i powoli podniosła się do pozycji siedzącej. Jej ramię zostało zabandażowane, a na czole wyczuła kilka szwów. Chwiejnie stanęła na nogi i zeszła po schodach wprost do salonu gdzie siedzieli wszyscy White'owie. Nawet cała sfora pomieściła się na podłodze. Alex gwałtownie wstał z kanapy i ruszył do partnerki, by przyciągnąć ją w mocnym uścisku.
- Cieszę się, że wreszcie się obudziłaś - mruknął w jej włosy.
- Co się stało? - spytała odsuwając się od niego delikatnie.
Wszyscy jak najszybciej wyszli, zostawiając sam na sam Alexa i Biankę.
Chłopak westchnął i poprowadził rudowłosą do kanapy.
- Paulus, twój ojciec o mało co cię nie zabił. Ale nie martw się, nie żyję. Przybiegliśmy trochę za późno i zostałaś ranna. Rebbeca uciekła a Christopher stanie przed Radą.
Bianka położyła swoją dłoń na drgających ustach chłopaka. Posłała w jego stronę uspakajający uśmiech.
- Jakim cudem mnie znaleźliście? Paulus mówił, że sprawił, że mnie nie usłyszycie.
- Jego moc była za słaba, żebyśmy się nie zorientowali co się dzieje. Boże... Tak bardzo się o ciebie bałem. A-a kiedy zobaczyłem, że leżysz nieprzytomna ...
- Ciii...- Bianka przyciągnęła go do piersi i mocno przytuliła - Już wszytko dobrze. Już nic nam nie grozi.
Od Autorki: Siemka. Tak dawno mnie tu nie było. Jakoś wykrzesałam rozdział i muszę wam powiedzieć, że to już koniec opowiadania. W przyszłym tygodniu pojawi się krótki epilog i Bye Bye :( Minął już prawie rok od rozpoczęcia i teraz się to wszystko kończy... Więc komentujcie !